wtorek, 6 sierpnia 2013

30.,,Byłam strasznym zmarzluchem. ''

-Dwa miesiące?-dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-Uparł się co zrobię.-westchnęłam, a po chwili zaśmiałam.
-Więc czym się martwisz?
-Niall.-powiedziałam szybko, no co Danielle wywróciła oczami.-Oj przestań to robić.
-Ivy rozumiem wszystko, ale to co on zrobił jest niewybaczalne. Rozumiem kocha Cię, ale…musi pogodzić się z tym, że wybrałaś Harrego. Chyba, że coś Cię z nim łączy.
-Co, nie. Nie. Już od dawna nie ma nic między nami.-upiłam łyk napoju i spojrzałam w niebo, jeszcze parę minut temu mogłam przysiąc, że będzie słonecznie. Chyba nigdy nie zapamiętam, żeby zabierać parasolkę ze sobą, mieszkając tu od tak długie czasu nadal zaskakiwał mnie deszcz.
-Dobra, a więc najważniejsza sprawa. Sukienka.-Danielle powiedziała podekscytowana.
-Nigdy się nie zmienisz co.-wstałam i zabrałam torebkę z krzesła.
-Nigdy.
Nie miałam wyjścia, musiałam krążyć po sklepach w tę i z powrotem. Nie powiem bawiłam się świetnie, za to lubiłam Danielle nie ważne w jak kiepskiej kondycji psychicznej byłam zawsze dobrze się z nią bawiłam. Każdy w jej towarzystwie czuł się swobodnie, nie wiem jak ona to robiła, ale była wspaniała.
*
 Weszłam do pustego mieszkania, byłam zdziwiona, ale z drugiej strony do niedawna była to moja codzienność.
Deszcz.
Po krótkim przejściu od przystanku autobusowego do domu, byłam cała przemoczona. Prysznic, ciepły prysznic na samą tą myśl rozpływałam się. Podłączyłam wodę na herbatę i pobiegłam do łazienki.

-Wróciłem.-chłopak objął mnie.-Jak idą przygotowania?
-Cudownie.-powiedziałam sarkastycznie.
-Jeśli tego nie chcesz…
-Harry, boje się, że będzie tak jak kiedyś. Będę wracać do pustego mieszkania i będziemy widywać się raz na parę miesięcy. –łzy spływały powoli po moich policzkach.
-Nie będzie tak. Obiecuje. Obiecuje.-pocałował mnie w czoło, a ja wtuliłam się w jego tors.
                             
Delikatnie zapukałam w drewniane drzwi, rozejrzałam się wokół siebie i już miałam odchodzić kiedy drzwi otwarły się.
-Pani Margaret.-uśmiechnęłam się.
Jak zwykle zostałam poczęstowana herbatą z malin, nie wiem skąd ta kobieta ją miała, ale mogłam pić ją litrami.
-No więc…?-zaczęłam niepewnie.
-A więc to koniec. Nie mam siły, Ivy walczyłam ile mogła o księgarnie moja córka jest bezwzględna. Tą cechę odziedziczyła chyba po ojcu.
-Ona nie może tak po prostu…-westchnęłam.-Przecież ta księgarnia to pani całe życie.
-Ivy. Nic nie poradzę.- dolała mi i sobie jeszcze trochę herbaty.-Znalazłam jeden sposób, przepisze wszystko na moją wnuczkę. Nie chce żeby Maggie o dziedziczyła to wszystko, teraz uważasz że jestem okropną matką?
-Nie skąd, że. Miałam okazje ją poznać.-po tych słowach kobieta głośno zaśmiała się.
-W takim razie mnie rozumiesz. A więc już niedługo wychodzisz za mąż?
-Tak.
-Czy masz zamiar zaprosić….-przerwałam jej zanim zdążyła skończyć.
-Nie, nie i nie.
Dobrze wiedziałam o kogo jej chodziło, o mojego ojca. Nie widziałam go od tak dawana i nie chciałam widzieć, skoro nas zostawił niech nie wraca.
Zimne powietrze dmuchnęło prosto w moją twarz gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, byłam strasznym zmarzluchem.
W śród tych wszystkich ludzi przechodzących obok mnie czułam się jak obcy, wszyscy spieszyli się gdzieś, a ja w pośród tego hałasu i tłumu wyciszyłam się. Idąc własnym tempem znalazłam coś czego nie szukałam suknie ślubną.
Otwarłam duże szklane drzwi i  delikatnie dotknęłam materiału. Była idealna.
_____________________________________
Taraaaa! Pojawiło się coś nowego, już nie długo pojawi się kolejny rozdział. 

2 komentarze:

  1. Booooooooski roxdzialik. Czekam nn. Zapraszam do mnie :

    http://demiarianaandmirandastory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń