niedziela, 11 sierpnia 2013

31. ,,Więc już niedługo będziesz panią Styles, tak? "

Głośny huk rozszedł się po mieszkaniu, a ja podskoczyłam ze strachu tuż za oknem błysnął kolejny piorun i po raz kolejny przestraszyłam się. Nie chodziło o to, że bałam się burzy. Dobra, przyznaje moja wyobraźnia pracowała bardzo dobrze i zawsze tworzyła chore scenariusze burz i tego co może się stać. Stałam przy blacie kuchennym próbując ugotować coś co znalazłam w intrenecie, cały zapas przepisów który wyniosłam z domu był nudny, bo ile można jeść to samo. Szła mi całkiem dobrze, dopóki nie poczułam czyiś  rąk na biodrach.
-Czyżbyś się wystraszyła?-zaśmiał się i pocałował w kark.
-Ha-ha-ha. Zabawne.-szturchnęłam go lekko łokciem.-I wcale się nie wystraszyłam.
-Ahaa.-powiedział wyraźnie rozbawiony, podszedł do szafki i wyciągnął szklankę.-A więc wcale nie czytałaś wczoraj do późna książki i teraz wcale, a wcale nie boisz się każdego szmeru w domu.-odwróciłam się do niego.
-Wcale, a wcale.-zaśmiałam się.-Dobra, a więc…
-Więc.-upił łyk napoju.-Mamy dwa wyjścia, albo jedziemy do mojej mamy albo ona przyjeżdża do nas, więc?
-Może ona wpadnie do nas, nie darowała by mi gdybym nie zabrała jej na przymiarkę. W ciągu ostatniego tygodnia dzwoniła chyba z 40 razy.-chłopak zaśmiał się lekko skrępowany sytuacją.
Lubiłam mamę Harrego wiec nie widziałam powodu dla którego miałby nie przyjechać, przez większość czasu traktowałam ją jak przyjaciółkę, a nie jak matkę mojego chłopaka.
-Spokojnie, nie mam jej tego za złe.
-Twoja mama dzwoniła?-zapytał i chwycił mnie za rękę delikatnie jeździł kciukiem po mojej ręcę.-Ivy…?
-Dzwoniła… i nie za bardzo podoba jej się pomysł ze ślubem.-spuściłam spojrzenie.-Nie chodzi o to, że Cię nie lubi tylko… dobra po tym wszystkim, uważa, że powinnam się nad tym dobrze zastanowić.
-Jeśli tego nie chcesz, to…
-Chce Harry, chce.-pocałowała go i wróciłam do przygotowywanie posiłku.
Naprawdę tego chciałam?

                          
Danielle ze złością przeglądała sukienki w sklepie, a ja próbowałam powstrzymać śmiech. W jej oczach pojawiła się iskierka radości, wyciągnęła sukienkę i przyłożyła ją do siebie, byłam pewna, że wyglądałaby w niej idealnie. Dziewczyna spojrzała na rozmiar po czym odłożyła ją i ponownie zaczęła przeglądać sukienki. Ta sytuacja powtarzała się co chwile.
-Może chociaż ją przymierzysz?-zapytałam próbując uniknąć jej zabójczego spojrzenia.-D. przymierz ją.
-Nie zaczynaj Ivy.-złość z niej kipiała.-Widzisz jak wyglądam.
-Jak kobieta w ciąży. Danielle przymierz ją.-podałam jej sukienkę którą przed chwilą niemalże zniszczyła odkładając na wieszak.-Idź do przymierzalni. Natychmiast.-zaśmiałam się, a dziewczyna wywróciła oczami.

-Wyglądasz ślicznie.-dziewczyna niechętnie spojrzała w lustro.
-Ugh…-zakryła rękami twarz.-Nie mogę, po prostu nie mogę.
-Nie możesz też siedzieć przez 9 miesięcy w domu.-delikatnie przytuliłam ją.-Wyglądasz ślicznie.
-Naprawdę?-pociągnęła nosem.
-Naprawdę i nie tylko ja tak uważam.-uśmiechnęłam się do niej ciepło.
Dziewczyna spojrzała w lustro i dotknęła brzucha.
Nie był jeszcze aż tak widoczny, ale widziałam jak to ją przytłacza.
*
Siedziałam w domu pod kocem próbując przypomnieć sobie coś czego uczyłam się jakiś rok temu. Powrót na studia, cieszyłam się z tego. W końcu zrobiłam coś dla siebie i tylko dla siebie.
Wertując kolejną kartkę czułam, że moja głowa nie zmieści już żadnej informacji a mimo to próbowałam skupić się na tekście. Gdy dzwonek rozniósł się  po mieszkaniu.
-Jake? Co ty tu robisz?-przytuliłam go i wpuściłam do środka.
-Nicole dała mi notatki dla Ciebie.
-Racja, prosiłam ją o to. Więc co tam u Ciebie?-szturchnęłam go.
-U mnie jest ok. Lepszym pytaniem jest co u ciebie i gdzie do licha jest moja zaproszenie na twój ślub? Czemu mi nic nie powiedziałaś co?
-Em… nie było okazji.-wzruszyłam ramionami.-To była nagła decyzja.
-Więc już niedługo będziesz panią Styles, tak?-poruszał brwiami.
-Nigdy się nie zmienisz.-pokręciłam głową.-jeśli chodzi o zaproszenia to miałam je jutro wysłać, więc skoro już tu jesteś mogę Ci je osobiście wręczyć.-wstałam i wyciągnęłam z szuflady plik zaproszeń i wyciągnęłam jedną z nazwiskiem Jake’a.
_______________________________________
Takie coś mi wyszło... mam nadzieje, że się wam spodoba :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

30.,,Byłam strasznym zmarzluchem. ''

-Dwa miesiące?-dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-Uparł się co zrobię.-westchnęłam, a po chwili zaśmiałam.
-Więc czym się martwisz?
-Niall.-powiedziałam szybko, no co Danielle wywróciła oczami.-Oj przestań to robić.
-Ivy rozumiem wszystko, ale to co on zrobił jest niewybaczalne. Rozumiem kocha Cię, ale…musi pogodzić się z tym, że wybrałaś Harrego. Chyba, że coś Cię z nim łączy.
-Co, nie. Nie. Już od dawna nie ma nic między nami.-upiłam łyk napoju i spojrzałam w niebo, jeszcze parę minut temu mogłam przysiąc, że będzie słonecznie. Chyba nigdy nie zapamiętam, żeby zabierać parasolkę ze sobą, mieszkając tu od tak długie czasu nadal zaskakiwał mnie deszcz.
-Dobra, a więc najważniejsza sprawa. Sukienka.-Danielle powiedziała podekscytowana.
-Nigdy się nie zmienisz co.-wstałam i zabrałam torebkę z krzesła.
-Nigdy.
Nie miałam wyjścia, musiałam krążyć po sklepach w tę i z powrotem. Nie powiem bawiłam się świetnie, za to lubiłam Danielle nie ważne w jak kiepskiej kondycji psychicznej byłam zawsze dobrze się z nią bawiłam. Każdy w jej towarzystwie czuł się swobodnie, nie wiem jak ona to robiła, ale była wspaniała.
*
 Weszłam do pustego mieszkania, byłam zdziwiona, ale z drugiej strony do niedawna była to moja codzienność.
Deszcz.
Po krótkim przejściu od przystanku autobusowego do domu, byłam cała przemoczona. Prysznic, ciepły prysznic na samą tą myśl rozpływałam się. Podłączyłam wodę na herbatę i pobiegłam do łazienki.

-Wróciłem.-chłopak objął mnie.-Jak idą przygotowania?
-Cudownie.-powiedziałam sarkastycznie.
-Jeśli tego nie chcesz…
-Harry, boje się, że będzie tak jak kiedyś. Będę wracać do pustego mieszkania i będziemy widywać się raz na parę miesięcy. –łzy spływały powoli po moich policzkach.
-Nie będzie tak. Obiecuje. Obiecuje.-pocałował mnie w czoło, a ja wtuliłam się w jego tors.
                             
Delikatnie zapukałam w drewniane drzwi, rozejrzałam się wokół siebie i już miałam odchodzić kiedy drzwi otwarły się.
-Pani Margaret.-uśmiechnęłam się.
Jak zwykle zostałam poczęstowana herbatą z malin, nie wiem skąd ta kobieta ją miała, ale mogłam pić ją litrami.
-No więc…?-zaczęłam niepewnie.
-A więc to koniec. Nie mam siły, Ivy walczyłam ile mogła o księgarnie moja córka jest bezwzględna. Tą cechę odziedziczyła chyba po ojcu.
-Ona nie może tak po prostu…-westchnęłam.-Przecież ta księgarnia to pani całe życie.
-Ivy. Nic nie poradzę.- dolała mi i sobie jeszcze trochę herbaty.-Znalazłam jeden sposób, przepisze wszystko na moją wnuczkę. Nie chce żeby Maggie o dziedziczyła to wszystko, teraz uważasz że jestem okropną matką?
-Nie skąd, że. Miałam okazje ją poznać.-po tych słowach kobieta głośno zaśmiała się.
-W takim razie mnie rozumiesz. A więc już niedługo wychodzisz za mąż?
-Tak.
-Czy masz zamiar zaprosić….-przerwałam jej zanim zdążyła skończyć.
-Nie, nie i nie.
Dobrze wiedziałam o kogo jej chodziło, o mojego ojca. Nie widziałam go od tak dawana i nie chciałam widzieć, skoro nas zostawił niech nie wraca.
Zimne powietrze dmuchnęło prosto w moją twarz gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, byłam strasznym zmarzluchem.
W śród tych wszystkich ludzi przechodzących obok mnie czułam się jak obcy, wszyscy spieszyli się gdzieś, a ja w pośród tego hałasu i tłumu wyciszyłam się. Idąc własnym tempem znalazłam coś czego nie szukałam suknie ślubną.
Otwarłam duże szklane drzwi i  delikatnie dotknęłam materiału. Była idealna.
_____________________________________
Taraaaa! Pojawiło się coś nowego, już nie długo pojawi się kolejny rozdział.